Burza przyszła od północnego-zachodu. Cały dzień było tak parno, że pot dosłownie kapał z człowieka, a ludzi w pracy zwalniano godzinę szybciej do pracy. Burza ta była nad wymiar dziwna. Błyskało, grzmiało , sypał grad lecz to nie była zwykła burza. Każdy o tym wiedział. Światło, które oświetlało nieba nie było wynikiem grzmotów. Pioruny uderzały mocniej niż kiedykolwiek, a grad latał z wielką prędkością w każdą stronę. Wielkie kryształowe piłki tenisowe wybijały szyby w samochodach a gdy uderzały w okno, zostawiały po sobie pękniecie. Grad leciał niczym kule na polu bitwy, przyszywał powietrze i rozbijał głowy ludziom, którzy nie zdążyli ukryć się w bezpiecznym miejscu. Wiatr był tak potężny, że wydawało mi się, że za chwilę uniesie mój blok i odlecę w ni m niczym w statku kosmicznym. Komórka burzowa przeszła dalej, zostawiając po sobie śmierć. Pod warstwą gradu na ulicach, leżały trupy z rozbitą czaszką. Szkło z rozbitych okien było wszędzie. Blaszany dach od śmietnika miał okrągłe uwypuklenia. Pioruny zostawiły po sobie w ziemi lodowe kilkucentymetrowe szczeliny. Lecz najgorsze miało dopiero nadejść.
Godzinę później,
gdy ciekawscy ludzie wyszli na ulice. Zobaczyłem z okna TO. W
pierwszym momencie pomyślałem, że to może wojsko wskoczyło w
helikoptery i leci nieść pomoc cywilom. Czarne kropki nadlatujące
z północnego-zachodu wyglądały nie jak helikoptery, ale jak rój
wściekłych szerszeni pędzących za burzą. Szybko przekonałem
się, że to co za chwile nastanie będzie jeszcze gorsze niż burza
stulecia przed godziną. Mimo że to niedorzeczne, zobaczyłem
miliony statków . Wielkością były jak helikopter transportowy.
Kolory ich były żółto-czarne. Unosiły się około 20 metrów
nad ziemią. miały trzy ramiona. W jednym były szczypce, w drugim
okrągłe piły łańcuchowe. Na własnych oczach widziałem owy
obiekt wyciągający swoją rękę ku ziemi, Statek wziął
delikatnie zmarłego człowieka, zbliżył do przedniego reflektora,
jakby do oka. I później go zgniótł, jak robaka. Robot odwrócił
się później w kierunku mojego bloku szybko, odruchowo,
ukryłem się pod
oknem co rozkazałem też reszcie rodziny. W domu zapadła cisza. Za
oknem słyszałem krzyki ludzi, czasem pękające kości gdzieś w
oddali. Słyszałem także silnik tego potwora dźwięk był
porównywalny do silnika samolotu. Później zobaczyłem na tylnych
ścianach mojego pokoju karmazynowe światło, światło jakby
zbroczone krwią. Z góry na dół robot obserwował co się dzieje w
trój kondygnacyjnym budynku. Nagle usłyszałem trzask rozpadającego
się szkła pode mną. Sąsiadów zabiła ich własna ciekawość.
Słyszałem tylko krzyki kobiety i jej dzieci( w sumie to dobrze nie lubię jej) i szczypce robota obijające się
o ściany w pokoju niżej. Reszta mojej rodziny przeszła
pochylona do dużego pokoju, pokoju który był po stronie
przeciwnej do północno-zachodniej. Wziąłem przykład z nich.
Gdy wszyscy byliśmy w dużym pokoju, pochowani w szafkach, pod
stołem i za kanapą, usłyszałem trzask szkła i powiew zimnego
mrożącego w żyłach wiatru pochodzącego z mojego pokoju i sąsiedniego pokoju
mojego rodzeństwa. Potężne szczypce obiły się o drzwi które po chwili
poleciały do pomieszczenia przed moim pokojem , czyli kuchni. Śmierć była
blisko. Strach sparaliżował moje ciało gdy usłyszałem:
-Zamknij drzwi!- zawołała moja mama, wychodząca do pracy.
-Zamknij drzwi!- zawołała moja mama, wychodząca do pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz