sobota, 2 września 2017

SEN #1

                 


 
                 Burza przyszła od północnego-zachodu. Cały dzień było tak parno, że pot dosłownie kapał z człowieka, a ludzi w pracy zwalniano godzinę szybciej do pracy. Burza ta była nad wymiar dziwna. Błyskało, grzmiało , sypał grad lecz to nie była zwykła burza. Każdy o tym wiedział. Światło, które oświetlało nieba nie było wynikiem grzmotów. Pioruny uderzały mocniej niż kiedykolwiek, a grad latał z wielką prędkością w każdą stronę. Wielkie kryształowe piłki tenisowe wybijały szyby w samochodach a gdy uderzały w okno, zostawiały po sobie pękniecie. Grad leciał niczym kule na polu bitwy, przyszywał powietrze i rozbijał głowy ludziom, którzy nie zdążyli ukryć się w bezpiecznym miejscu. Wiatr był tak potężny, że wydawało mi się, że za chwilę uniesie mój blok i odlecę w ni m niczym w statku kosmicznym. Komórka burzowa przeszła dalej, zostawiając po sobie śmierć. Pod warstwą gradu na ulicach, leżały trupy z rozbitą czaszką. Szkło z rozbitych okien było wszędzie. Blaszany dach od śmietnika miał okrągłe uwypuklenia. Pioruny zostawiły po sobie w ziemi lodowe kilkucentymetrowe szczeliny. Lecz najgorsze miało dopiero nadejść.
                  Godzinę później, gdy ciekawscy ludzie wyszli na ulice. Zobaczyłem z okna TO. W pierwszym momencie pomyślałem, że to może wojsko wskoczyło w helikoptery i leci nieść pomoc cywilom. Czarne kropki nadlatujące z północnego-zachodu wyglądały nie jak helikoptery, ale jak rój wściekłych szerszeni pędzących za burzą. Szybko przekonałem się, że to co za chwile nastanie będzie jeszcze gorsze niż burza stulecia przed godziną. Mimo że to niedorzeczne, zobaczyłem miliony statków . Wielkością były jak helikopter transportowy. Kolory ich były żółto-czarne. Unosiły się około 20 metrów nad ziemią. miały trzy ramiona. W jednym były szczypce, w drugim okrągłe piły łańcuchowe. Na własnych oczach widziałem owy obiekt wyciągający swoją rękę ku ziemi, Statek wziął delikatnie zmarłego człowieka, zbliżył do przedniego reflektora, jakby do oka. I później go zgniótł, jak robaka. Robot odwrócił się później w kierunku mojego bloku szybko, odruchowo,
ukryłem się pod oknem co rozkazałem też reszcie rodziny. W domu zapadła cisza. Za oknem słyszałem krzyki ludzi, czasem pękające kości gdzieś w oddali. Słyszałem także silnik tego potwora dźwięk był porównywalny do silnika samolotu. Później zobaczyłem na tylnych ścianach mojego pokoju karmazynowe światło, światło jakby zbroczone krwią. Z góry na dół robot obserwował co się dzieje w trój kondygnacyjnym budynku. Nagle usłyszałem trzask rozpadającego się szkła pode mną. Sąsiadów zabiła ich własna ciekawość. Słyszałem tylko krzyki kobiety i jej dzieci( w sumie to dobrze nie lubię jej) i szczypce robota obijające się o ściany w pokoju niżej. Reszta mojej rodziny przeszła pochylona do dużego pokoju, pokoju który był po stronie przeciwnej do północno-zachodniej. Wziąłem przykład z nich. Gdy wszyscy byliśmy w dużym pokoju, pochowani w szafkach, pod stołem i za kanapą, usłyszałem trzask szkła i powiew zimnego mrożącego w żyłach wiatru pochodzącego z mojego pokoju i sąsiedniego pokoju mojego rodzeństwa. Potężne szczypce obiły się o drzwi które po chwili poleciały do pomieszczenia przed moim pokojem , czyli kuchni. Śmierć była blisko. Strach sparaliżował moje ciało gdy usłyszałem:
                 -Zamknij drzwi!- zawołała moja mama,  wychodząca do pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz